- Detlef Schmidt,
- urodzony 31 października w Berlinie,
- od 13 lat w Ameryce, od 5 w San Diego,
- 23 lata,
- rodzice nie żyją,
- wychowywał go wujek, który prowadził własną firmę motoryzacyjną Schmidt Motors (Detlef jest teraz 'głową' owej firmy)
- Jest poliglotą. Zna język: niemiecki, angielski, rosyjski, hiszpański, francuski i czeski,
- zna sztuki walki,
- miłośnik podróży samochodem, piłki nożnej, wspinaczek górskich i spadochroniarstwa
- biseksualny,
- fan rocka,
- spadkobierca majątku swoich rodziców i wuja,
- zamieszkuje rezydencję odziedziczoną w spadku po zmarłym wujku
- mierzy 1,83 i waży 73 kilogramy
Przebyta droga...
Samochód już czekał przed drzwiami rezydencji. Roześmiany chłopiec wybiegł z bagażem pełnym jedzenia i ubrań na zmianę. Był szczęśliwy, że jego wuj zgodził się na to, aby wziął udział w klasowym biwaku. Na Hansa nie narzekał, chociaż ten bywał czasami zaborczy. Wszak nie chciał w jakiś sposób stracić ukochanego bratanka. Wystarczyło mu to, że jego brat i szwagierka, a tym samym rodzice Detlefa zginęli w wypadku samochodowym.
- Mam nadzieję, że wziąłeś wszystko- głos Hansa, pomimo tego, że był nieco oschły, to jednak dało się usłyszeć jakieś nuty troski. Blondynek uśmiechnął się lekko, potakując głową. Oboje wsiedli do auta.
Mieli dojechać pod prywatną szkołę, w której uczył się chłopiec. Nie dojechali. Czarny mercedes zderzył się z ciężarówką.
Hans nie przeżył. Osierocił siedemnastoletniego Detlefa. Chłopak na rok trafił do sierocińca. Jednak kiedy tylko go opuścił, przejął dobrze prosperującą firmę motoryzacyjną wuja.
[Na zdjęciach Alex Pettyfer. Wątki, powiązania: owszem, z każdym, o ile są jakieś pomysły. Przepraszam, że tak krótko i ogólnikowo, ale uznałam, że nie będę opisywać charakteru, bo to zazwyczaj wychodzi w praniu przy bliższym poznaniu postaci. Cytat tytułowy "Cum On Feel The Noize"- Quiet Riot]
Cześć i czołem, witaj w San Diego :)
OdpowiedzUsuń[Wątek... Jakieś powiązanie by się przydało. Może w liceum chodzili do jednej klasy i nie za bardzo się lubili a teraz wpadliby gdzieś na siebie przypadkiem? Podczas zakupów w galerii handlowej, Detlef mógłby iść z kubkiem kawy w jednej ręce i telefonem w drugiej, nie zauważyłby wychodzącej akurat ze sklepu muzycznego Rocky i oblał kawą ją oraz jej zakupy. Co Ty na to? :]
[Dodaj sobie etykietkę do postu, okej?
OdpowiedzUsuńI jak możesz jednak Ty zacząć, to będę wdzięczna. Nie mam kompletnie pomysłu jak to zrobić, choć wiem, co chciałabym opisać :c Zmęczona jestem, to pewnie dlatego.]
[Wątek z chęcią. Jakieś pomysły? Tak, tak. Utworzyłam playlistę z piosenkami Blondie i od rana słucham.]
OdpowiedzUsuńBridget Peterson
[Oczywiście że wątek ;) tylko z pomysłem problem....masz jakiś? a jak nie to chociaż powiązanie wtedy na pewno coś wykombinuję ;D]
OdpowiedzUsuń[Detlef! :3 Tak, wątek jak najchętniej. Jakieś pomysły?]
OdpowiedzUsuńGrimshaw.
[spoko pomysł, proste ale fajne ;) od którego momentu zacząć, jak Detlef zadzwoni do Sebastiana czy jak już Cale przyjdzie ? ]
OdpowiedzUsuńCzas skończyć z imprezami. To krótkie zdanie powtarzał sobie od dobrych dwóch tygodni i nic się nie zmieniało. Za bardzo lubił dobrą zabawę by skończyć z tym.
OdpowiedzUsuńObudził sie rano z paskudnym kacem, rzucił wiązanką przekleństw po włosku i rosyjsku.- As wypad na podłogę - burknął na psa, który zajmował więcej miejsca niż on. W między czasie pojawiła się myśl gdzie drugi pies. Jak strasznie żałował że nie nauczył ich spać w salonie na dywanie, było by mu chociaż wygodniej. Znów zaczął przeklinać gdy zadzwonił telefon. Z zamkniętymi oczami szukał dłonią na szafce nocnej komórki.
W końcu natrafił. Odebrał.- słucham..- powiedział, miał mocno zachrypnięty głos przez co trochę niewyraźny.
[Romans... seks bez zobowiązań, czy coś z uczuciem?]
OdpowiedzUsuńGrimshaw.
[Pomysł fajny, zobaczymy jak się wątek rozwinie. Mogłabym zacząć, aczkolwiek dopiero jutro albo dzisiaj późnym wieczorem. No chyba, że ty masz ochotę mnie wyręczyć ^.^]
OdpowiedzUsuńBridget Peterson
[Hm, niech będzie. Mogłoby być tak, że Det go zranił, czego później zaczął żałować i teraz chciałby to wszystko odbudować, a Grimmy oczywiście wybaczyłby mu, bo inaczej on nie potrafi.]
OdpowiedzUsuńGrimshaw.
[Detlef z sierocińca, tylko temu się trochę ułożyło :D
OdpowiedzUsuńTo może... hm. Nie wiem. To może załóżmy, że kiedyś się znali, co? A że San Diego duże, to dopiero po niecałym roku po przyjeździe Alex się spotkali podczas spaceru na plaży?]
Alex Abergav
[Też ją kocham, a wręcz wielbię. Nie tylko za głos, ale za całokształt. A no wątek pyszne i serdeczne - tak.]
OdpowiedzUsuń[Detlef prowadzi firmę motoryzacyjną, a Lil kocha motory, więc myślę, że to mogłoby ich zbliżyć.]
OdpowiedzUsuń[Zdecydowanie jestem za wątkiem. Mogłabyś zacząć? Mogliby się spotkać przy jakimś pokazie/turnieju sztuk walki skoro oboje się biją czy coś.]
OdpowiedzUsuńLubiła być zabiegana, oj, lubiła.Ale nie wtedy, kiedy czuła się okropnie. A teraz właśnie tak było. Czuła, jak przeziębienie zaczyna ją rozkładać.
OdpowiedzUsuńMusiała zrobić podstawowe zakupy, żywność, picie, środki czystości... Ale zanim wpadnie do marketu, weszła do małej herbaciarni i stanęła w dużej - jak na takie małe pomieszczenie - kolejce.
Nagle poczuła znajomy zapach, ale nie herbaty, tylko zapach męskich perfum. Tę mgiełkę męskości wdychała tylko przy jednym chłopaku. Parę razy, co prawda, ale doskonale pamięta tę przyjemność.
I pamięta, jak powtarzała chłopakowi, że powinien używać innych perfum, bo na nią działał jak wabik. Zawsze potem żartowali. Detlef, oczywiście,
Westchnęła i rozejrzała się po herbaciarni. Zrobiła krok do przodu, przybliżając się do mężczyzny, który stał przed nią i zapytała:
- Czy pan długo już tu sto... - spojrzała na jego twarz i zamarła. - Detlef...?
[Mam nadzieję, że wystarczy ;)
Powodzenia w szkole!]
Alex Abergav
[ja zawsze chętna na wątki ;D Możesz zacząć?
OdpowiedzUsuńPrzykładowo moga się poznać w jakimś pensjonacie przy górach, gdzie przyjadą by się wspinać, co ty na to ? ]
[ Okej, to ja zacznę. Sorry za żałosną jakość. ]
OdpowiedzUsuńZelo był bardzo kolorową, a i równoznaczne z tym, że popularną postacią wśród imprezujących ludzi w San Diego. Ludzie interesowali się nie tylko jego rasą, a tym, jak wyglądał. Zawsze nosił kolorowe, niemal tęczowe rzeczy, miał przefarbowane włosy na równie przeróżne kolory. Niczym wielka kredka. Tym razem jednak, kiedy postanowił, że pójdzie na imprezę uznał, iż woli sobie pozostać w cieniu, więc ubrał jakiś tam zwyczajny t-shirt, jeansy i wyglądał niczym normalny nastolatek. Kiedy tylko wszedł do klubu jego uszu dobiegła głośna muzyka, a z kolei nosa zapach alkoholu i tak dalej. Westchnął ciężko i podszedł do baru, zamówił sobie jakiegoś drinka, po czym udał się na swoje miejsce, którym była niewielka platforma zawieszona nad sufitem, z której podczas występów sterowano światłami.
Zelo.
Usuń[ O daj spokój, ja też, więc don't worry ]
OdpowiedzUsuńLekko zdziwiony, spojrzał na chłopaka, który chciał się dosiąść. To miejsce było dość odosobnione, ale skinął głową. No, posiedzieć z kimś zawsze lepiej, niż samemu. Wolno sięgnął po drinka i znów się napił. Lubił sok arbuzowy z wódką, można powiedzieć, że barman robił tego specjalnego drinka tylko dla niego, bo piwem albo Jackiem się nie zachwycał.
Zelo.
Czasem każdy zasługiwał na choć odrobinę odpoczynku. Ostatnio na wakacjach był tak dawno, że nawet nie pamiętał... Kręcenie scen i nauka tekstu wieczorami. Aktorstwie poświęcał niemal każdą wolną chwilę, chciał być idealny, mimo, że nie można było tego osiągnąć.
OdpowiedzUsuńDzisiaj dał sobie na wstrzymanie. Wstał o czwartej rano, najpotrzebniejsze rzeczy powkładał do dość sporej walizki i po niecałej godzinie siedział w taksówce, która wiozła go do pensjonatu. Tam przynajmniej mógł się chwilowo zrelaksować, może nawet i kogoś poznać? Zaprzyjaźnić?
Lubił właśnie takie wyjazdy nie tylko dla samej frajdy ze wspinaczki czy zwiedzania okolicy, ale ludzie jakich spotykał zostawali w jego pamięci, a nawet i w spisie maili, które wiecznie wysyłał do swoich przyjaciół.
Rzucił torbę przy drzwiach do swojego pokoju. Nie ma to jak przyjechać idealnie na wymianę pościeli stwierdził rozglądając się po korytarzu z ciekawością. Szybko dostrzegł stojącego na przeciw blondyna, który chyba również oczekiwał wpuszczenia go do miejsca wynajmu. Co za ironia losu, prawda?
Uśmiechnął się do niego delikatnie, a gdy uśmiech został odwzajemniony, zaproponował uprzejmie zbliżając się do mężczyzny:
- Może ma Pan ochotę na obiad? Chyba to sprzątanie trochę potrwa- stwierdził zerkając w stronę drzwi, zza których dobiegał dość głośny odgłos odkurzacza.
[Jesu, ja po nocy uczyć się nie umiem, chyba, że za dnia trochę pospałam xD]
OdpowiedzUsuń- Det, słodziaku! - bez pardonu przytuliła się do chłopaka i wydała z siebie pisk. - Tak dawno cię nie widziałam. W ogóle jaki zbieg okoliczności!
Oczy zaświeciły jej się jak nowa żarówka wkręcona w przezroczysty żyrandol.
Och, jak dawno nie widziała chłopaka. Przecież ten zapach i uśmiech i to niepewne spojrzenie i jeszcze blond czupryna! Tak, bardzo żałowała kiedy ich drogi się rozeszły. Owszem, teraz ma wyrzuty, że zapomniała o nim na jakiś czas, no ale los chciał, aby ponownie się spotkali, no i stało się! Znowu może na niego popatrzeć. Ale czy to był ten sam Det, co kiedyś? Czy czasem nie zmienił mu się charakter, tak jak jej: z cichej, złośliwej i trochę zamkniętej w sobie dziewczynie na pierwszy rzut oka, na taką, jaką teraz jest na co dzień.
Alex Abergav
[A czemu nie :D Jakieś pomysły?]
OdpowiedzUsuńMaximillianne
Dobra karma Charlie tego dnia skończyła się, nim się jeszcze zaczęła. No, dobra, powiedzmy sobie szczerze - Charlie nigdy nie miała dobrej karmy. Ale tego słonecznego i jakże radosnego ranka przerosła samą siebie.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, w lodówce nie było nic do jedzenia, czyli chodziła głodna. A jak Rocky głodna, to Rocky zła - a im bardziej Rocky zła, tym bardziej dobra. I krąg się zamyka i nieprzerwanie trwa, póki ktoś brunetce nie dostarczy pożywienia. Niestety, do tej pory - to jest godziny czternastej trzydzieści sześć - nikt tego nie zrobił, a i ona sama o tym zapomniała.
Po drugie, kiedy już zorientowała się, że z jedzenia nici i zdążyła się wyszykować na rozmowę o pracę, którą miała za - ojapierdole - pół godziny w centrum, na dywanie przed drzwiami wyjściowymi czekał na nią bardzo miły upominek w postaci upomnienia o zaległościach w spłacie czynszu. Nie dość, że gnieździła się w kawalerce, cholernie brzydkiej, starej, nieodnowionej i niewygodnej, to jeszcze buliła za nią krocie, a właściciele przypominali jej się, gdy tylko zapomniała spłacić czynsz kilka miesięcy temu! Ale to jeszcze nie było najgorsze.
Bo kiedy już udało jej się wreszcie opuścić obskurne miejsce zamieszkania i wsiąść do tramwaju, który miał ją zawieść do samego centrum, ten zepsuł się trzy kilometry od celu. Osiem minut przed rozmową kwalifikacyjną. Rocky pozostało jedynie psioczyć pod nosem na mało sprawną komunikację miejską i czym prędzej poszukać taksówki. Jej szczupły portfel zrobił się przeraźliwie chudy, gdy jedenaście minut po czasie taksówkarz wysadził ją pod wejściem do centrum handlowego, w którym mieścił się sklep muzyczny, gdzie miała nadzieję znaleźć zatrudnienie.
Dotarłszy na miejsce, jedynym, co miała okazję usłyszeć, było "przykro mi, ale już przyjęliśmy kogoś na to stanowisko". W tym momencie zagotowała się tak bardzo, że gdyby była bohaterką kreskówki, z jej uszu malowniczo zaczęłyby unosić się obłoczki pary. Niestety, w rzeczywistości musiała się zadowolić puszczoną w myślach wiązanką o idiotach, robiących ludziom nadzieję. Z furią wypadła ze sklepu ...wprost na jakiegoś cholernego bogatego dzieciaka, który, do kompletu!, zjawiskowo oblał ją swoją kawą.
Rocky nienawidzi kawy.
- A tobie po to dali oczy, żebyś się patrzył, gdzie leziesz - zripostowała automatycznie Charlie, na której kąśliwy komentarz faceta nie wywarł pożądanego wrażenia. Primo, był nie do końca logiczny, bo z nóg przecież korzystała. Secundo - sama potrafiła być o wiele bardziej złośliwa, niż połowa osób, z którymi się stykała, razem wzięta.
DUPEK! - wrzeszczała w myślach, strzepując z siebie ohydne, koszmarnie plamiące krople kawy. Jej oczy ciskały błyskawicami, których nie powstydziłby się sam Zeus, usta z kolei wyrażały bezgraniczną dezaprobatę i obrzydzenie.
tam jest "im bardziej zła, tym bardziej dobra" a powinno być - "tym bardziej głodna" ... xD
UsuńZawsze lubiła sztuki walki, intrygowały ją. Niestety przez lata trenować boks mogła tylko w ukryciu, rodzice pogardzali przemocą. Abby też nie lubi przemocy, nie bije wszystkich wokół, po prostu lubi mieć świadomość, że w razie czego nie byłaby bezbronna.
OdpowiedzUsuńLubiła patrzeć na zdrowe, walczące ze sobą ciała więc udała się na zawody. Nikogo tam nie znała i czuła na sobie spojrzenia ludzi, ale nie przejęła się tym. W końcu cóż się dziwić? Jak często widzi się na takich zawodach niewinną i małą blondyneczkę? Podejrzewam, że nie często, chyba, że jest dziewczyną zawodnika, a to już inna bajka.
- Co? - uniosła głowę słysząc pytanie. - Tak, jasne - uśmiechnęła się i wskazała dłonią na fotel. Chłopak całkowicie ją zaskoczył, nie spodziewała się, ze ktokolwiek usiądzie obok niej. - Niemiec? To był niemiecki, tak? - zwróciła się ku chłopakowi.
-Olivier Montgomery- Zapiął zamek bluzy, którą na sobie miał. Cóż, mimo, że byli w dość ciepłym klimacie, góry były jednak czymś całkowicie odrębnym. Powietrze było wilgotne i ciężkie za razem, a mocniejszy podmuch wiatru mógłby przeszyć zimnem... Tym bardziej, że w Laguna Mountains o tej porze roku słoneczko nie chciało przygrzewać. Na zewnątrz panowała niska temperatura tak więc najlepiej było zadbać o siebie.
OdpowiedzUsuńRazem z nim zszedł do jadalni, gdzie stał szwedzki stół. Złapał za tacę, talerz ze sztućcami oraz kubek, po czym zerknął na chłopaka.
-Przepraszam, że pytam, ale przyjechałeś tutaj na narty, deskę, czy może coś innego?
[a ja ? xD ;) mój komentarz się tam wyżej zgubił.]
OdpowiedzUsuń[aa xD no to luzik....bo ja już myślałam że komentarz umknął ;P i przestań, nie masz za co przepraszać.]
OdpowiedzUsuńOtworzył na chwilę oczy, zaraz jednak je znów zamknął.
OdpowiedzUsuń- tak, dodzwonił się pan - odpowiedział. Zazwyczaj gdy odbierał słyszał jak przedstawiają się osoby związane ze znanymi magazynami, jacyś fotografowie. Jednak firma motoryzacyjna to nowość. Przetarł dłonią oczy próbując się bardziej rozbudzić. Usiadł na łóżku, by zaraz wstać niechętnie.
- jesteś pewny że do mnie chciałeś się dodzwonić ? - zapytał, poszedł do kuchni i wziął butelkę wody. Opierając się plecami o lodówkę czekał na odpowiedź osoby po drugiej stronie i przy okazji czekał też na wyjaśnienia jakiekolwiek.
Największy dupek świata - sprostowała w myślach swoje wcześniejsze spostrzeżenie. I to znajomy!
OdpowiedzUsuńZmarszczyła brwi, patrząc po sobie. Białe? Ona nie miała białych rzeczy... No, teraz to już na pewno nie.
- To jest szare, ślepaku, aktualnie brązowe. Podtrzymuję swoje zdanie, że powinieneś zainwestować w okulary, Niemczyku. - Pogarda. Tak, gardziła nim. Od zawsze, na zawsze, nie ważne, co. I tak, doskonale pamiętała ich wspaniałą przygodę z siedzeniem w jednej ławce. To były najgorsze trzy tygodnie w jej życiu i później dziękowała Bogu, w którego nawet nie wierzy, że to było pod koniec roku szkolnego. I nawet nie było ważne, co on wtedy zrobił - bo była pewna, że to z jego winy siedzieli razem. Ten... Ta osoba miała na karku tyle przewinień, przynajmniej w stosunku do niej, że starczyłoby dla całej populacji ludzkiej.
Rocky zlustrowała go wzrokiem od góry do dołu i z powrotem, po czym pokręciła głową zrezygnowana.
- Dzieciak na wieki, co? - spytała, patrząc na niego z bolesną wręcz obojętnością. - Może jeszcze mam odkupić ci kawusię?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNakładając sobie na talerz sałatkę i odrobinę, naprawdę odrobinkę mięsa oraz nalewając do połowy kubka herbaty wsłuchiwał się w jego słowa.
OdpowiedzUsuń-Wiesz, sam się trochę wspinam. Tak dla relaksu bo na ogół to za wiele czasu nie mam na to by się poświęcać zainteresowaniom pobocznym- skrzywił się nieznacznie.
Cóż, praca, którą zajmował się on jak i inne prace, którym ludzie się poświęcali dawały coś ludziom. Mimo, że tracili przez to wolny czas by kończyć jakieś durnowate projekty w korporacjach czy jak u niego na planie filmowym- czasem warto było zrezygnować z dodatków do pensji i po prostu o siebie zadbać. Nawet jeśli nigdzie się nie wyjeżdżało.
-A zaliczyłeś może już coś większego?- uśmiechnął się delikatnie obserwując go w zaciekawieniu.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZastanowił się chwilę. Czy potrzebował dodatkowej kasy?, a kto by nie potrzebował. Ciekaw był kto poleciał akurat go. Mechanikiem był bardziej dla zabicia czasu, ale fakt był dobry.
OdpowiedzUsuń- no dobra, kiedy mam przyjechać ? - spytał w końcu.
Przyda mu się zajęcie, chociaż z kacem to może się ciężej pracować. Będzie musiał sie szybko ogarnąć bo chciał zarobić.
Spojrzał na zegarek.- tak, godzina na pewno wystarczy - odparł.
OdpowiedzUsuńPo chwili połączenie zostało zakończone. Wrócił do sypialni, wziął ciuchy z szafy i polazł do łazienki. Zimny prysznic postawił go całkowicie na nogi.
Po czterdziestu minutach, kubku kawy i z łykniętą tabletką był już gotowy do wyjścia. Zszedł do garażu, wsiadł do samochodu i z piskiem wyjechał na ulicę.
Od zawsze uwielbiał szybką jazdę. Na miejscu był pięć minut przed czasem, zaparkował na parkingu i wszedł do budynku.
Uśmiechnął się do recepcjonistki i powiedział czemu przyjechał. Kazano mu poczekać więc czekał. Przesunął spojrzeniem po otoczeniu, nigdy tu jeszcze nie był bo nie miał powodu by pojawić się. Odwrócił się w chwili gdy usłyszał ten sam głos który słyszał podczas rozmowy.- myślałem że taka firma raczej nie ma kłopotu z mechanikami - rzucił od razu. Uśmiechnął sie przy tym nieco mocniej.
OdpowiedzUsuńPoszedł za nim. Gdy weszli do gabinetu, rozejrzał sie odruchowo.
OdpowiedzUsuń- zanim przejdziemy do honorarium, mógł bym wiedzieć po co dokładniej mechanik panu ? - spytał, trochę głupie było gdy mówił do niego na pan zwłaszcza że blondyn wydawało sie że jest może w jego wieku, albo młodszy. Jednak tą uwagę zachował dla siebie bo nie był tutaj by mówić o tym.
Otworzył oczy szerzej. -Tatry?- w jego głowie rozległo się jak echem "wow". Dużo słyszał o polskich górach, ale nie miał czasu na to by aż tak daleko się zapuścić... Z resztą, gdy wyjeżdżał do nieznanego kraju to wolał mieć ze sobą jakiegoś towarzysza, który już kiedyś był w tamtych rejonach. Jakoś starał się nie ryzykować aż tak bardzo.
OdpowiedzUsuń-Z miłą chęcią się z tobą zabiorę. Zawsze będzie raźniej- to wydawałoby się o wiele lepsze niż zdobywanie szczytu w samotni. Wiedział, że to dobry sposób na przemyślenie spraw, ale towarzystwo kogoś jest o wiele lepsze. W każdym razie zawsze tak uważał.
- no to nic trudnego - stwierdził. Przegląd nie byl ciężki i zazwyczaj szło szybko, chociaż zdarzały się samochody przy których było gorzej.- ile ich jest ? - spytał. Miał nadzieje że nie dużo.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął sie w reakcji na jego słowa. Dawno już nie usłyszał że komuś podoba się jego podejście.- to dobrze, nie powinno to zająć dużo czasu....chociaż mogę się mylić - powiedział spokojnie.
OdpowiedzUsuń- jak mam byc szczery myślałem że coś cięższego będzie mnie czekać - przyznał pogodnie.
[owszem, owszem :) ]
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się weselej słysząc wzmiankę o bezpieczeństwie. W końcu w górach o tej porze jest to najważniejszy przywilej.
On również nie był wegetarianinem, ale dzisiaj po prostu nie miał ochoty na mięso, którego jadał jak najwięcej ze względu na wysoką ilość białka, które hamowało na dość sporą ilość czasu uczucie głodu.
-Jestem aktorem i czasem stoję przed aparatem dla magazynów by pokazać jak leżą na mnie nowe projekty ich projektantów i przyciągnąć do sklepów kasiaste szychy - odpowiedział całkowicie szczerze -A ty? Jeśli można wiedzieć to czym się zajmujesz?
Dość dużo o tym słyszał. Szybko stało się głośno o śmierci jednego z największych udziałowców, odziedziczeniu całości przez dziewiętnastolatka, który w dość krótkim czasie udowodnił i pokazał koniec ogona tym, którzy najbardziej byli firmą zainteresowani.
OdpowiedzUsuń-To nieźle, nieźle...- uśmiechnął się wesoło. -To musi być naprawdę ciężka praca. Sam dość dużo czasu spędzam nad scenariuszem, ale tobie to po części współczuję... Trzymać pieczę nad taką firmą- pokręcił głową w geście uznania.
[A dobry, dobry :) Oczywiście, chęć na wątek zawsze jest, tylko gorzej z pomysłami. Jeśli masz coś ciekawego w zanadrzu, zacznę, jeśli nie, sama spróbuje coś wymyślić, chociaż nie jestem w tym najlepsza. Najprawdopodobniej zaproponuje wtedy zwykłe wieczorne spotkanie w parku podczas spaceru z psem albo wizytę w salonie fryzjerskim, ot co!
OdpowiedzUsuńA pani na zdjęciu hm... kogoś mi przypomina, jednak nie wiem kogo. Bo w karcie umieściłam przypadkowe zdjęcie bez wcześniejszego dobierania konkretnego wizerunku :D]
Cristal
Dykcja... Ta cholerna dykcja na początkach zawsze go eliminowała przy samych castingach... Przeszkadzało to nawet sepleniącym reżyserom, tak więc doskonale znał ten ból przy kolejnym odrzuceniu... Jak musiał ładować pierwszą zarobioną kasę w lekcje u nauczycielki śpiewu by ta pokazała mu jak się wypowiadać dobrze i nie za głośno...
OdpowiedzUsuń-Em, na początku to chyba zawsze jest ciężko. Później samo się jakoś to wszystko dzieje... Trzy lata temu poszedłem na mój pierwszy casting, a po roku zacząłem grać w jednej ze sporych produkcji jako postać drugoplanowa, a teraz... Teraz świecę twarzą dla Kleina i udzielam wywiadów takim gazetom i programom o jakich śniłem- wsadził sobie do ust trochę sałatki, a gdy przegryzł popił herbatą.
- Teraz muszę uciekać przed paparazzi, a wakacje to cudy przy takich postępach w pracy i wiecznej nauce tekstu i dokształcaniu się właśnie w emocjach... Dlatego często odgrywam kilka ról przy znajomych kiedy oni nie mają wcale o tym pojęcia niekiedy doprowadzając ich do szaleństwa- zaśmiał się dźwięcznie przypominając sobie kilka takich sytuacji.
[Detlef, fajne imię tak jeszcze chciałam dodać od siebie ^^
OdpowiedzUsuńOkej, nie mam nic przeciwko. Cristal zna go już dobrze z widzenia, często sobie porozmawiają o życiu jak starzy dobrzy kumple, bo moja blondynka bardzo otwarta jest na ludzi, tylko łatwo ją zawstydzić!
Jeśli to wszystko, zaraz postaram się coś wyskrobać :)]
Cristal
[Jak coś to podaję filmy, w których na prawdę ten aktor grał ]
OdpowiedzUsuń-Les Chroniques de l'autre, Zabiłem moją matkę, 2 frogs dans l'Ouest, wyśnione miłości, Toy Soldier, Atomowy wiek i obecnie pracuję, a właściwie kończę pracę nad Desordres- rozumiał brak czasu. On jak miał wolne(na przykład teraz) po prostu czytał, jadł, albo jeździł w góry, matki czy po świecie by oderwać się od tego wszystkiego.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń-Najlepiej byłoby zebrać się rano za raz po śniadaniu. Teraz powinniśmy się rozpakować, ogarnąć i wyspać, żeby jutro z pełnią sił startować w górę- Uśmiechnął się delikatnie już powoli kończąc swój posiłek.
OdpowiedzUsuńSport, a w tym wypadku wspinaczka górska do najbezpieczniejszych dyscyplin nie należała. Tutaj trzeba było prać wszystko pod uwagę. Dosłownie wszystko.
-Naprawdę z miłą chęcią- uśmiechnął się wesoło po czym dopił herbatę kończąc tym swój obiad.
OdpowiedzUsuńOch, zwiedzanie tej okolicy było czymś świetnym. Szybko można było znaleźć miejsce, gdzie rzeczywiście można było kupić coś ciekawego i później śmiać się z tego w domu(jak na przykład koza na nartach).
[Okej :D Ale może być gorzej z moim komentarzem, bo nie mam pojęcia, jaki Lil mogłaby mieć problem.]
OdpowiedzUsuńLily podjechała Suzi przed drzwi firmy motoryzacyjnej. Zeszła z motoru i zdjęła kask, potrząsając przy tym głową i rozwiewając blond włosy. Wsadziła kask do bagażnika i weszła do firmy. Świetnie wyglądała w czarnym stroju; obcisłych, w miarę grubych leginsach i kurtce.
Podeszła do jednego z pracowników, z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry - zaczęła, jakże pogodnie i radośnie. - Przyszłam na jazdy próbne.
- Była pani umówiona? - spytał mężczyzna, spoglądając żałośnie na Lil i żując gumę.
- Dzwoniono do mnie wczoraj popołudniu. Proszone o przyjście - tłumaczyła, starając się wciąż być opanowaną.
- Bardzo mi przykro, ale nie użyczymy pani motoru na jazdy próbne, jeśli nie jest pani umówiona.
- Przecież sami mnie tu ściągnęliście... - burknęła, kładąc ręce na biodrach.
Mężczyzna pokręcił oczami i wyciągnął z kieszeni komórkę. Odwrócił się plecami do Lil i zadzwonił do szefa.
- Z szefem się pani będzie kłócić, nie ze mną - rzekł mężczyzna, odchodząc z dziwną miną od Lily.
Przez chwilę stała tak, z głową lekko odchyloną do tyłu. Przyglądała się lampom i sufitowi. Nagle usłyszała czyjś głos.
- Chodzi o to, że dzwoniono do mnie wczoraj i poproszone o przyjście do firmy na jazdę próbną. Dzisiaj, gdy już przyjechałam tu, dowiedziałam się, że nie byłam tu wcale mile widziana. Może wytłumaczy mi pan całą tą sprawę? - skrzyżowała ręce na piersiach i czekała na odpowiedz.
[Boże... Straszne to wyszło.]
OdpowiedzUsuń[Zaczynam i od razu przepraszam za jakość ;)]
OdpowiedzUsuńW przypadku niewielkiego zakładu fryzjerskiego mieszącego się na skrzyżowaniu dwóch ulic, dzień upływał znowu bez zmian. Klienci wchodzi i wychodzili. Większość z nich Cristal doskonale znała z widzenia, a nawet z krótkich niezobowiązujących rozmów o pogodzie lub życiu prywatnym, lecz zdarzali się też tacy, których widziała po raz pierwszy na własne oczy. Na szczęście niejaki Detlef Schmidt przynależał do tej pierwszej grupy. Dlaczego na szczęście? Ano dlatego, że chłopak nigdy nie miał zbyt dużych wymagań i wiedziała, czego się po nim spodziewać, dodatkowo jego towarzystwo działało odprężająco na jej przemęczony umysł, pozwalając na chwilę się rozluźnić. Ogółem rzecz biorąc, niewiele było takich osób, toteż niezwykle ceniła sobie swobodę z jakąś się odnosił.
Dziś byli umówieni na godzinę siedemnastą. Po nim Cardwell kończyła pracę. Akurat krzątała się po salonie, układając wszystkie rzeczy, które nie stały na swoim miejscu, kiedy posłyszała znajome skrzypnięcie drzwi. Odwróciła się napięcie. O tej porze zwykle bywała już sama.
Cristal
Rzeczywiście. Teraz czuł się nieco inaczej bo wiedział, że nie musi się ukrywać. Czuł się przy mężczyźnie jakoś lekko i swobodnie, czego nie mógł powiedzieć o wielu towarzyszących mu osobach, a rzeczywiście było ich wiele. Z pewnością wokół Detlef'a również kręciło się dość sporo ciekawskich jak i tych mniej, dlatego zależało mu na ostrożności jeśli chodziło o poznawanie nowych osób. Tutaj jednak nie czuł obaw. Chciał go poznać.
OdpowiedzUsuń- Właściwie to gdzie chciałbyś pójść? Jest tutaj dość sporo ciekawych miejsc, ale ja się dostosuję. - zerknął w stronę chodzącego po sali kelnera. Oni to mieli fajnie. Może nie zarabiali za ciekawie, ale znajdowali się w takim miejscu, gdzie on mógłby pojawiać się częściej, a nawet i mieszkać.
Westchnęła głośno. Położyła dłoń na czole i zatoczyła się wokół własnej osi.
OdpowiedzUsuń- Bardzo panu dziękuje - rzekła, uspokajając się. Jak to możliwe, że tak szybko się denerwowała? Prawdopodobnie wypiła to z mlekiem matki, ale nigdy nie widziała podobnego zachowania u swojej mamy. Może to tylko przejściowe.
- Przykro mi, że narobiłam panu kłopotów i wyciągnęłam pana z biura, a jestem wręcz pewna, że był pan zajęty.
Uśmiechnęła się do niego, odgarniając z twarzy blond kosmyki. Zerknęła kątem oka na Suzi, ściskając mocniej kluczyki w dłoni. Ten motor był jednym z jej najlepszych życiowych zakupów.
Zgodził się bez mrugnięcia okiem. W swoim apartamencie miał pełno tego typu 'śmieci'(jak to mówili jego znajomi, gdy tylko zerkali na regał wręcz zawalony jakimiś małymi pierdółkami, ale to była najlepsza pamiątka. Mógł dość dużo później opowiadać, bo zdjęcia załatwiają praktycznie wszystkie opowieści prócz tego, gdzie zdjęcie zostało zrobione.
OdpowiedzUsuń-To może za godzinę zobaczymy się przy wyjściu? Powinni już ogarnąć nasze pokoje, a ja z miłą chęcią bym się rozpakował i przebrał, okej?- uniósł brwi z delikatnym uśmiechem.
- Czyli jednak się awanturowałam i grymasiłam, bo mój ubezpieczyciel zrobił mnie w konia - rzekła Lily, powtarzając jego słowa. Uśmiechnęła się lekko, rozpinając kurtkę. Widziała po minie mężczyzny, że nie jest za bardzo zadowolony z powodu ich wspólnej kawy. Jednak sam to zaproponował, więc przemyślał wszystkie za i przeciw.
OdpowiedzUsuń- Chętnie, ale ja płacę za siebie - powiedziała, znów odgarniając włosy z twarzy. - Znam bardzo dobrą kawiarnię, więc jeśli nie ma pan nic przeciwko, możemy się do niej udać. Wsiadam na motor i możemy jechać - dodała, zapinając kurtkę, którą dopiero przed chwilą rozpięła.
- Lili Harris - przedstawiła się, podając rękę mężczyźnie. Wypadałoby wiedzieć, z kim jedzie się pić. Kawę, oczywiście.
Czekała cierpliwie, aż skończy rozmawiać przez telefon i będą mogli wyjść. Gdy kierowali się w stronę wyjścia, spytała.
OdpowiedzUsuń- A jak mam na ciebie mówić? Pan szefuńcio? - zaśmiała się. Nie znała jeszcze jego imienia.
Wyszli z firmy i stanęli na parkingu. Lil wpadł do głowy pewien pomysł, który mógł wydać się szefuńciowi lekko zwariowany.
- Nie bierz samochodu, pojedziemy moim motorem. Zmieszczą się na nim dwie osoby, mam dwa kaski, więc możemy jechać. No chyba... Chyba, że się boisz i wątpisz w moje umiejętności jazdy. Ale myślę, że jechać jednym pojazdem byłoby rozsądniej. Teraz paliwo jest takie drogie - rzekła, uśmiechając się szeroko i podając szefuńciowi kask.
Dla niego sprzątanie było wyuczoną częścią życia. Matka zawsze trzymała go z tym krótko i nie pozwalała zostawiać niczego na dłużej niż godzinę. Za raz podnosiła głos i błagała by zaczął w końcu coś robić w tym domu prócz siedzenia i czytania książek, albo magazynów, gdzie wyszukiwał jakichś informacji o aktorstwie, którym tak zacięcie się interesował i nadal to robi. W pewnym momencie stwierdził, że lepiej będzie sprzątać, żaby nie wysłuchiwać tego jej smędzenia, proszenia i krzyczenia o jednym i tym samym... Ogarniał więc cały pokój, mył naczynia, odkurzał i miał tak zwany "święty spokój".
OdpowiedzUsuńW czystym i wywietrzonym pokoju pojawił się dość prędko. Szybko postawił torbę tuż obok łóżka. Wyjął z nich kilka rzeczy i wskoczył do łazienki, gdzie szybko wziął prysznic. Przebrał spodnie w inne szare dżinsy, jakąś zwyczajną czarną bluzkę z długim rękawem, sweter, bluzę z dość cienkiego materiału, kurtkę czarną z szarym szalikiem i buty zamszowe, lekko wyściełane, które ostatnio nosił chyba zbyt często.
Z torbą przerzuconą przez ramię zszedł przed drzwi wejściowe, gdzie czekał na niego Detlef.
-Przepraszam... mam nadzieję, że za długo na mnie nie musiałeś czekać?- uniósł jedną brew tworząc swego rodzaju grymas.
[O! J. mogłaby mocować się z jakimiś płótnami, albo torbą z buteleczkami, czy coś i on mógłby jej pomóc. Albo jakaś impreza :D Hm? Zaczęłabyś? ]
OdpowiedzUsuńJane
-To dobrze, już myślałem, że za długo siedziałem w pokoju- mówiąc miał na myśli oczywiście łazienkę, gdzie potrafił spędzać dość sporo czasu, ale nie po to by się depilować, czy kremować, ale on uwielbiał siedzieć w wannie, po prostu uwielbiał zapach olejku paczulowego i żurawiny więc między innymi dlatego niemal każda jego rzecz tak pachniała.
OdpowiedzUsuńWychodząc z budynku zaciągnął nieco mocniej szalik, by szczelniej zasłonić szyję. Nie chciał się przeziębić tuż przed wyjściem w góry.
-Interesujesz się czymś prócz wspinaczką w górach?- zagadnął z czystej ciekawości.
Blondynka klepnęła się w czoło i głośno zaśmiała.
OdpowiedzUsuń- Ostatnio miewam kłopoty z pamięcią. Wybacz, jeśli jeszcze raz będę prosić cię o powtórzenie swojego imienia.
"Głupia!" krzyknął głos w jej głowie. Ubrała kask i wsiadła na motor, czekając, aż Detlef zrobi to samo. Gdy już wreszcie oboje siedzieli wygodnie, Lil włożyła kluczyki do stacyjki i odpaliła motor. Ruszyli. Harris kochała ostrą jazdę. Na jej liczniku można było odczytać 180km/h. Jechała płynnie, prawie jakby sunęła po jezdni. Po chwili zatrzymali się przed kawiarnią "Caffe party". Lily zeszła z motoru i wsadziła oba kaski do bagażnika. Kluczyki wrzuciła do kieszeni kurtki i weszła do środka, uśmiechając się lekko do Detlefa. Wybrała stolik w kącie pomieszczenia i czekała, aż podejdzie do nich kelnerka.
- A więc... - zaczęła. - Jeździsz na motorze? - spytała, chcąc rozpocząć konwersację.
[Jak najbardziej. ^^ Mogę nawet zacząć, masz jakieś pomysły?]
OdpowiedzUsuń[Mi pasuje. :)]
OdpowiedzUsuńEverett Wright przemierzał zatłoczoną ulicę w słuchawkach na uszach i oczach wlepionych w czubki własnych butów. Boże, jak on nienawidził tego miasta. Upału, amerykańskiego akcentu, wszechobecnych fast foodów i rażącego słońca. Gdyby nie to, że w San Diego znajdowała się jedna z najlepszych szkół artystycznych na świecie pewnie nigdy by się tu nie przeniósł. Ale przecież zaryzykował i teraz nie zostawało mu nic innego, jak skończyć studia i wrócić do ukochanej Anglii.
Podniósł głowę, bezwiednie kiwając nią w takt płynącej z odtwarzacza muzyki. Stara jak świat piosenka Beatlesów, niby nic niezwykłego, a jednak poprawiła mu nastrój. Od niechcenia zaczął przypatrywać się twarzom mijanych ludzi. W pewnym momencie wydało mu się, że blond włosy i rysy twarzy mijanego chłopaka są jakby znajome. Zatrzymał się i zmierzył go wzrokiem. Eureka! Detlef czy jak mu tak było, jedna z pierwszych poznanych przez Reta osób w tym kraju. Jasnowłosy wielkolud pomógł mu kiedyś szybko i bezboleśnie pozbyć się pokoju w obskurnym akademiku i zacząć żyć we własnym mieszkaniu, ale po tym zdarzeniu widzieli się raptem kilka razy i zawsze kończyło się to na krótkim "Cześć".
Everett przygryzł dolną wargę i, nie mając nic do stracenia, dogonił chłopaka.
- Hej! - powiedział, po przyjacielsku klepiąc go w ramię.
[Mam nadzieję, że może być. Jak coś to śmiało zmieniaj. :)]
[ NIE, FAKIN SZIT. NIKT NIE CHCE Z TOBĄ WĄTKU CZAISZ? WIĘC PRZESTAŃ LUDZI MĘCZYĆ NA BLOGACH ]
OdpowiedzUsuń[To, że Ty nie chcesz to nie oznacza, że nikt nie chce. Przestań zachowywać się jak rozwydrzona nastolatka. Jak coś Ci nie pasuje to nie musisz pisać. Tak trudno to pojąć?]
UsuńChłopak uniósł brwi, przyglądając się swojemu rozmówcy. Blondyn ani trochę nie przypominał mu kogoś, kto mógłby być zainteresowany sztuką, ale z drugiej strony... Kto wie? Pozory mogą mylić, o czym Everett niejednokrotnie się przekonał. Prośbę o pomoc przyjął z radością, w końcu wreszcie mógł jakoś odwdzięczyć się Detlefowi. Ret nienawidził mieć wobec kogo jakichkolwiek długów, nawet wdzięczności.
OdpowiedzUsuń- Zawsze do usług - odparł z uśmiechem, rozkładając ramiona.
Przyjrzał się uważniej chłopakowi, zastanawiając się, w czym ten może mu pomóc. Właściwie nawet się nie znali, o czym świadczy choćby fakt, że Ret miał kłopoty z przypomnieniem sobie nazwiska blondyna.
Everett przez chwilę przyglądał się chłopakowi bez słowa, po czym nagle uśmiechnął się szeroko.
OdpowiedzUsuń- To świetnie! - powiedział z entuzjazmem. - Z chęcią ci pomogę, naprawdę, nie mogłeś trafić na lepszą osobę. Oczywiście motoryzacja nie jest łatwym tematem, ale uważam, że dam sobie z tym radę. Na początek może szkice samochodów na ścianach, poza tym polecałbym duży obraz na całą ścianę zaraz przy wejściu. A jeśli chcesz czegoś naprawdę dobrego, to polecam te szkice na samych ścianach, hej, właśnie tak! Przyciągające uwagę i dość oryginalne, nie sądzisz? - Z jego ust wylewał się potok słów. Dopiero po chwili zorientował się, jak bardzo się rozgadał i przerwał, z zakłopotaniem przeczesując włosy.
Uśmiechnął się, zażenowany.
- W każdym razie, chętnie pomogę ci coś wybrać - stwierdził lekko. - Wypatrzyłeś już coś?
-Królowa Kryminału... No widzę, że nie tylko ja cenię sobie dobrą literaturę- uśmiechnął się automatycznie. - Ja z pewnością spróbowałbym czegoś więcej w sporcie, ale na to musiałbym mieć czas...- bąknął pod nosem z lekkim niezadowoleniem. Cóż, ale chyba nie był jedynym, który gdyby mógł to z pewnością zająłby się czymś innym, a nawet i malarstwem, jeśli potrafiłby trzymać pędzel.
OdpowiedzUsuń-Ja uwielbiam podróżować, ale nie chodzi tylko o to, że przyjemnie jest założyć na plecy załadowany plecak... Jest to mój sposób na zregenerowanie się, oderwać się od wszystkiego. Może to dziwnie brzmi, ale wtedy mogę poznać siebie, nabieram pokory i dystansu do tego co robię... Ten stukot kół na szynach i widok przesuwających się pasm chmur jest czymś... niezwykłym.- Zerknął na niego, ale za raz po chwili przerzucił spojrzenie gdzieś w bok na przechodzących ludzi.
Tran. Kiedyś go piła. Aż wzdrygnęła się na samo wspomnienie tej ohydnej cieszy.
OdpowiedzUsuń- Skaczesz ze spadochronu? - spytała, zaintrygowana. Ostatnio poznawała samych nowych ludzi, którzy kochali sporty ekstremalne, takie jak na przykład: wspinaczka górska. - Nieźle.
Uśmiechnęła się szeroko i poprawiła długie włosy. Po chwili podeszła do nich kelnerka.
- Poproszę naleśniki na ostro z lampką białego wina. A ty, Detlef? Zamawiaj.
Oczy Everetta pojaśniały z radości. Nigdy nie był fanem motoryzacji, uwielbiał jednak znane każdemu klasyki. Od pół roku oszczędzał nawet każdy dodatkowy dolar, by móc w końcu kupić sobie upragnione auto z minionego wieku. Co prawda wymarzony model wciąż się zmieniał, ale w końcu to tylko szczegół. Ret był pewien, że gdy spotka odpowiedni samochód, po prostu będzie wiedział, że należy go kupić.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na Detlefa, zmuszony zadzierać głowę. Cholera, czuł się przy nim jak krasnal.
- Świetny pomysł, stare samochody nigdy nie wychodzą z mody - przytaknął od razu. - Jestem pewien, że namalowany na ścianie za twoim biurkiem biurkiem Mustang przyciągnąłby uwagę klientów lepiej niż cokolwiek innego - zaśmiał się. - To właściwie najważniejsza, duża rzecz, od której nie można będzie oderwać wzroku. Wszystkie dodatkowe drobiazgu dobierze się później bez problemu. Chociaż trudno będzie ci znaleźć kogoś, kto się tego podejmie.
Przygryzł wargę, przekonany, że nie takiej pomocy oczekiwał blondyn.
Umiechnął się i kiwnął głową. Jego jedynym planem na dziś był maraton jakiegoś durnego serialu, o ile oczywiście można to nazwać planem, przyjął więc propozycję Detlefa z radością.
OdpowiedzUsuń- Dla mnie świetnie - powiedział.
Gdy byli już w barze zamówił swoje piwo i usiadł naprzeciwko blondyna, przyglądając mu się z ciekawością. Tak naprawdę mało o nim wiedział - miał własną firmę, dwadzieścia trzy lata i był w San Diego zdecydowanie dłużej niż on. Ale poza tym Schmidt był dla niego niczym niezapisana strona, a to zdecydowanie mu się nie podobało. Nie żeby Everett był wścibski, wychodził z założenia, że życie innych ludzi to nie jego sprawa i jak do tej pory zawsze dobrze na tym wychodził. Po prostu chciał wiedzieć cokolwiek o chłopaku, z którym spędzał dzisiejszy dzień.
- Więc... - zaczął, przekrzywiając głowę w bok i opierając dłonie na policzkach. - Co u ciebie?
Razem z przekroczeniem progu poczuł chłodny, ale za to przyjemny powiew zimowego wiatru. Uwielbiał tego rodzaju pogodę i był chyba jednym z niewielu i jako jeden z tych nielicznych nie przepadał za upałem...
OdpowiedzUsuń-To Ci współczuję- stwierdził cicho. Nie był zwolennikiem dłuższego gapienia się w telewizor, chociaż sam to robił w momentach potrzeby wewnętrznego rozleniwienia się. To chyba każdy musiał chociaż raz zaliczyć w miesiącu.
Idąc powoli chodnikiem i rozglądając się na boki stwierdził, że na prawdę potrzebował tego wyjazdu.
-Opowiesz mi coś o sobie? Jeśli nie chcesz to nie musisz oczywiście, ale lepiej rozmawia się z osobą, którą zna się chociaż w jednej ósmej- spojrzał na niego z delikatnym uśmiechem.
Nigdy nie uczyła się niemieckiego, ale znała ten akcent. Zawsze kojarzył się jej on z czymś ostrym, surowym. Natomiast chłopak wydawał się bardzo miły i łagodny. - Nie, nie, ale miło usłyszeć taką odmianę - uśmiechnęła się. - Nawet mówiąc po angielsku masz taki ciekawy akcent - wyciągnęła szyję patrząc na rozgrzewkę kilku zawodników. - Jakiś znajomy będzie walczył?
OdpowiedzUsuń[Z chęcią. Podrzucisz jakiś pomysł? :D ]
OdpowiedzUsuńZawsze szukał jakichś pytań typowo stonowanych. Jego wrodzona tendencja do rzucania głupich pytań była wręcz nieuleczalna... Dlatego teraz starał się chociaż to odrobinę przemyśleć niż oberwać w tylną część czaszki.
OdpowiedzUsuń- Hymmm Może opowiesz mi coś, co dla ciebie wydaje się dość gładkie? Wiesz, nie chcę pytać o pracę, bo sam nie koniecznie chciałbym o tym mówić- stwierdził całkowicie szczerze.
Montgomery
[Heh, ktoś musi ;) Tylko, że ja wchodzę teraz o wiele rzadziej ze względu na natłok nauki... Z resztą sama szukam teraz jakichś blogów, gdzie jest ciekawie. W ogóle, jeśli cię interesują blogi Yaoi to zapraszam http://veris-hominibus.blogspot.com/ Ja kryję się pod postacią Petera Parkera :) ]
OdpowiedzUsuń-Mam pewien pomysł. Może zagramy w pewnego rodzaju grę? Często robimy to na planie dla rozluźnienia. Padają różne pytania: od tych błahych po intymne i bardziej prywatne. Co ty o tym sądzisz?- uniósł brwi w lekkim zaciekawieniu.
Trzeba było w końcu od czegoś zacząć.
Montgomery