poniedziałek, 25 marca 2013

That's what you get when you let your heart win!



Gilbert Stonem. || Przez znajomych i przyjaciół zwany Bert. || W dupie Ci się poprzewracało! || Siedemnastoletni zwiastun zniszczenia. || I love you. || Yeah, I love me to. || Pozorny chaos. || Queen’s English accent wyuczony dzięki BBC. || Irytująco kruche ramionka. || Pan I'm gay and I'm proud of it || Baj, baj, maszkaro! || Pali jak smok, ale w końcu na coś trzeba umrzeć. || Bądź moim Romeem! || Same szóstki w dzienniku, chociaż nawet się nie stara. || Katarynka. ||

Yeah, yeah well you're just a mess
You do all this big talking,
So now let's see you walk it.
I said let's see you walk it.
 

Czasami widujesz go w miejscach, do których tacy jak on chodzą, by zasmakować śmierci. Kto jak kto, ale w takim razie Bert jest już chyba jej koneserem. Przeklęty, nadziany gnojek – oto ile o nim wiesz. Ludzie gadają jaki to jest podły, dwulicowy i płytki, jak to wykorzystuje wszystkich dookoła. Wierzysz w to. W końcu po co mieliby kłamać? A później zauważasz go po raz kolejny i nagle wszystkie te plotki przestają już być takie wiarygodne. Widzisz burzę potarganych, czarnych loczków, opadających z jakąś dziwną gracją na jego czoło i myślisz, że może, może… Nie, nie, nie, nie możesz przecież dać się tak łatwo omamić. Wszyscy mówią, że to kłamca. Wstrętny manipulant. Patrzysz jak chodzi, porusza się tak płynnie i delikatnie, jakby unosił się w powietrzu. Jak beztroski, nieuchwytny taniec. No tak, ludzie mówili, że kiedyś tańczył balet. To takie niemęskie. Obserwujesz jeszcze czasem jak wychodzi z baru na papierosa. Jak wyciąga z kieszeni paczkę Marlboro i z błogim uśmiechem na ustach zaciąga się zbawiennym dymem. Później spogląda prosto w Twoją stronę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jego szarozielone oczy działają jak dwa magnesy. Po prostu nie możesz się im oprzeć.

- Może pójdziemy do mnie? – rzuca w Twoją stronę, a Ty już wiesz, że to będzie jedna z najlepszych nocy w życiu.

Kiedy go całujesz czujesz papierosy, czekoladę i coś, czego nie potrafisz do końca nazwać. Rankiem wszystkie plotki okazują się prawdą. Zostaje Ci po nim jedynie wspomnienie szczupłego ciała tuż przy Twoim własnym, cichych jęków szeptanych w poduszkę i pusta paczka Marlboro na szafce nocnej.

Obserwujesz go jeszcze jakiś czas. Widzisz jak dużo się śmieje i cały czas wygłasza bezsensowne monologi, których i tak nikt nie słucha. Patrzysz na jego beztroskę i nie dziwisz się dlaczego pomimo wszystko ludzie wciąż do niego lgną. Na swój podły, wyrafinowany sposób jest wyjątkowy. Nieuchwytny i niepokorny. Ludzie kochają zbuntowane anioły.

Seeeer! Dlaczego mi to robisz? || Herbatka o szesnastej, jakież to brytyjskie. || Brzdąkam sobie na gitarze, kiedy nikt nie patrzy. || Związek? Nie żartuj. || Jeszcze zobaczycie, cwaniaczki, za niedługo koty będą rządzić światem! || Pure, mindless act of vandalism, bitch! ||


 You're always on display
For everyone to watch and learn from,
Don't you know by now,
You can't turn back
Because this road is all you'll ever have.




 And it's obvious that you're dying, dying.
Just living proof that the camera's lying.
And oh oh open wide, 'cause this is your night.
So smile. 
 
 


[No dzień dobry. Karta mam nadzieję znośna wyszła, chociaż pewnie poprawię ją jeszcze z miliard razy. Na zdjęciach bardzo bosko-boski Robert Sheehan, cytaty to fragmenty piosenek zespołu Paramore. Na wąteczki wszelkiej maści zawsze jestem chętna, więc pisać, pisać, pisać. :3]